
Wczorajszej nocy postanowiłam przetestować wybudowany przez siebie budynek i wpadłam w lekką frustrację, gdyż okazało się, że przedmioty pieczołowicie poustawiane na blacie kuchennym pod schodami nie nadają się do użytku. Poza tym, ustawiony na końcu rzędu szafek automat do karmienia kota… nie działa! Vitalij nie umie nasypać do niego karmy! Wszystko przez schody, i moveobjects – który pozwala upychać graty jeden przy drugim.
Wyłączyłam grę i zaczęłam krążyć po salonie, w miarę cicho by nie pobudzić domowników. I wtedy… wpadł mi do głowy pomysł na historię. A jako, ze spać i tak mi się nie chciało, sięgnęłam do screenów z listopada zeszłego roku, bo wtedy ostatni raz grałam Vitalije, i okazało się, że z tego co tam jest, da się zmajstrować opowieść. Oto ona:
Nie wiem czy mnie pamiętacie? To ja, Vitalij Romano, wąpierz tak dobry, że aż przyprawiający o mdłości. Wąpierz, który krwi nie wysysa, za to żywi się owocami plazmowymi… Nadszedł czas, bym odświeżył karty swego wiekopomnego dzieła, czyli opisu mego marnego żywota.
Po pewnym czasie, mieszkanie w San Myshuno zaczęło mnie nużyć. Wyjrzałem nocną porą przez okno, a tam dom przy domu, blok przy bloku, każdy wolny placyk zabudowany. Miasto zarosło betonem w najgorszym stylu. A feee… tu się nie da żyć!
Z niesmakiem pokiwałem głową, po czym postanowiłem, że… przeprowadzę się do nowego miejsca. Przejrzałem plany naszego simowego świata i stwierdziłem, że większych miast tu jak na lekarstwo. Oprócz San Myshuno mamy jeszcze Windenburg, jednak do niego nie chciałem się przeprowadzać. Cóż więc ja biedny mogłem zrobić? Chyba tylko kupić ziemię i wybudować własne miasto, lecz na to trzeba kasy, dużo kasy…
A mój sejf – w odziedziczonej po nie wiadomo kim ruderze – stoi pusty i sam z siebie nie chce obrastać pieniędzmi. Sprawdzam jego zawartość przy każdej wizycie i niestety, sam z siebie nie przybył nawet jeden simoleon.
Prawie zacząłem wpadać w depresję, gdy nagle przypomniałem sobie, że… jestem aktorem. A to przecież zawód, w którym przy odrobinie pracy i dużej dozie szczęścia, mógłbym zarobić całkiem sporo.
Przy „odrobinie pracy”, oznaczało że oprócz chodzenia na przesłuchania i grania w filmach musiałem:
1. Ze stoickim spokojem dawać sobie psikać po oczach niedoświadczonym wizażystom oraz wdychać opary dziwacznych substancji upiększających.
2. Chodzić na spotkania z gwiazdami i uczyć się od nich sztuki uwodzenia fanów.
3. Dbać o ciało, wylewać siódme poty na siłowni i dla „bycia przystojnym” chodzić na różne dziwne zabiegi…
3. Jeść raz dziennie, żeby nie utyć i spożywać odżywkę plazm… znaczy się białkową, bo jak wiadomo – białko buduje mięśnie.
4. Zdobywać przyjaciół i tak zwane wsparcie zawodowe.
5. A przede wszystkim prowadzić Simstagram i prezentować się na nim mrocznie… i tajemniczo.
Jeśli wszystko idzie dobrze, to po kilku miesiącach takich działań dostaje się nominację do Gwiezdnych Ryków, ja w każdym razie takową dostałem. I nie byłem idiotą, doskonale wiedziałem, że ostatnie chwile przed galą warto poświęcić na zwiększenie swojej popularności:
1. Słodząc ważnym szychom…
2. Umawiając się „z kim trzeba” na kawę.
3. Prosząc o pomoc Zaświaty.
4. I wreszcie - pokazując się publicznie i śpiewając w duecie z gwiazdami.
Cóż mogę więcej powiedzieć? Jeśli jest się wystarczająco wyrachowanym, by postawić wszystko na jedną kartę, z czasem przychodzi uznanie i nagroda…
A wraz nimi wielkie role i wielkie pieniądze…
A potem to już z górki, najpierw trzeba poprosić znajomego architekta o pomoc w znalezienie terenów dogodnych pod zabudowę.
Kolejny krok, to zdobycie zgody Stowarzyszenia Ekologów na zabudowę nowych terenów. W tym celu musiałem urządzić imprezę i zdobyć przychylność żony najważniejszego z nich… Pokazałem jej swoje kły, zauroczyła się i dalej poszło jak z płatka. Szepnęła mężowi jedno słówko… co nastroiło go pozytywnie do mojej osoby.
Z samym ekologiem pogadałem późną nocą w świetle księżyca, gdy wszyscy byliśmy już po wielu drinkach i w dobrych, przyjacielskich relacjach.
Sami widzicie, jak wiele musiałem przejść, by zrealizować swoje marzenie. I pewnie kołczowskim zwyczajem powiedziałbym Wam, że MOŻECIE WSZYSTKO, gdyby nie fakt, że coś znienacka zadzwoniło i…
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
…się obudziłem.
Wszystkie moje wysiłki poszły na marne, wypracowane na siłowni mięśnie zniknęły, a na dodatek nie byłem aktorem, tylko pracownikiem firmy Sims TV Social Media, odpowiedzialnym za sprawy internetowego marketingu i reklamy… Aspirującą gwiazdą co prawda, ale… Internetu.
Simibóg, wyciągnął się wygodnie w fotelu przed kompem, poprawił stopy na podnóżku, pogroził naszemu bohaterowi paluszkiem i rzekł:
– Oj, Vitalij, Vitalij, ty nawet we śnie potrafisz zejść na złą drogę…
Nie potrafił jednak pozostać obojętny na pragnienia swego mrocznego dziecięcia. Panem i władcą okolicy na pewno cię nie uczynię – pomyślał – bo jeszcze ci się w głowie przewróci od dobrobytu. Ale wybuduję ci nowe miasto, gdzie będziesz mógł wynająć sobie mieszkanie lub kupić jakiś dom. O środki na to, sam musisz się postarać. I żeby nie było… doceniam twoją determinację w dążeniu do celu.
Jak powiedział Simibóg, tak zrobił i zabrał się do pracy. Z zapałem stawiał swoje klockowate budynki i zaczęła powstawać pierwsza dzielnica…
Przy tej ulicy cztery budujące się domki są moje, a jeden już ukończony Kamelory @Kameleora (pobrany z Galerii), ale o tym kiedy indziej i w innym wątku, dotyczącym już samej budowy nowego miasta i jej efektów.
A na zakończenie jeszcze jeden obrazek, który zagubił się gdzieś podczas tworzenia story.

----
Przypisy i inne informacje:
*Dla tych, którzy nie wiedzą: pierwsze spotkanie Vitalija z Delsem miało miejsce podczas wydarzeń opisanych w historii „Mroczne dziedzictwo”.
**Bogusław Nowicki „Wszyscy ludzie mają sny”
Oprócz architekta Delsa - autorstwa @SimDels, w opowieści wystąpił Kujo Otoja autorstwa @Ktosik. To ten przystojniak o azjatyckich rysach, białej bluzie w paski, który pojawił się na imprezie organizowanej przez Vito w celu zjednania sobie głównego ekologa.